Rozdział I
Usiadłam i zaczęłam pisać... Sami ocenicie
Zapraszam
D.
Zapraszam
D.
Styczeń 2011
Wypiłam ostatni łyk wina.
Zastanawiam się czy zauważy,że wychodzę. Nie udaje
się. Nagle odwraca głowę i patrząc na mnie lodowatym wzrokiem mówi:
- Jeszcze nie skończyłaś - uśmiecha się przy tym świńsko
- figlarnie.
Nie lubię kiedy udaje Alfonsa - Boga. Ale klękam na
kolana, ujmuje w dłoń jego męskość. Dużo nie brakuje żeby skończył więc
niecierpliwie robię co do mnie należy. Spełniony opada na fotel. Teraz mogę
spokojnie wracać do moich czterech ścian. Tylko w nich doznaje ukojenia moich
nowych, moralnych ran.
Nathan jeszcze delikatnie ciągnie mnie za włosy ale
nie ma siły zatrzymać mnie przy sobie. Pieniądze są tam gdzie zawsze. Pod
kryształowa kula. Zawsze odliczone a czasami z bonusem. Uciekam od niego co sił
w nogach. W moim mieszkaniu jestem tylko ja, cisza i kot. Kot - Gregor jest
jedynym stworzeniem - elementem, który łączy moje marzenia z rzeczywistością.
Kiedyś myślałam,że otworzę własną piekarnie. Świeże pieczywo, pachnące bułki,
ciasta, ciasteczka. I ja w tym wszystkim. Wczesnym rankiem piekę chleb a późnym
popołudniem wymyślająca przepisy. Codziennie spaceruje do piekarni przez park z
uśmiechem na twarzy. Drzewa maja zielone liście a wczesne promienie słońca próbują
dotrzeć do mnie przez ich zieleń. Jest pięknie, idealnie. A w piekarni uśmiechnięte
twarze dzieci, dorośli kupujący świeży chleb. Latem przed piekarnią rozkładam
stoły i ławki. Na nich siadają zadowoleni klienci. Czuje zapach dzieciństwa,
delikatny letni deszcz muska moje policzki. Jest tak przyjemnie i... mokro?
Nagle słyszę przeraźliwy dźwięk telefonu, Gregor liże mnie po policzkach a ja z
łomotem spadam na podłogę. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Dzwoni moja mama.
Jestem skołowana ale odbieram
- Halo, mama?
- Dziecko co się z tobą dzieje?! Od kilku dni nic
się nie odzywasz. Dzięki Bogu odebrałaś bo w innym razie ojciec już miał do
ciebie jechać. Czy wszystko w porządku? Kiedy nasz odwiedzisz....
- Zaraz zaraz zaraz. Spokojnie mamo, wszystko jest
w jak najlepszym porządku. dużo pracuje...przepraszam teraz będę się częściej
odzywać. Co u was?
- Ach widzisz ojciec coraz częściej wraca do
starych czasów i wspomina jak to było kiedy go nie było trala lala. Odwiedź
nas. Dobrze mu to zrobi. Sara tez za Tobą tęskni. Może w sobotę? Sara to Moja
przyjaciółka z dzieciństwa. Nigdy się nie rozstawałyśmy dopóki nie wyjechałam
na studia do Miasta. Sara szybko poznała Ethana swojego męża. Zamieszkali razem
wzięli ślub i żyją sobie szczęśliwie.
Jak na tą chwile stanowczo za dużo informacji. Nie
potrafię zebrać myśli.
- Dobrze w sobotę przyjadę. Będę około 13-ej.
- Tata się ucieszy. Do zobaczenia dziecko moje.
Zawsze jak rozmawiam z mama jestem rozbita. Ile mogę
ją okłamywać, że pracuje w renomowanej restauracji? Może uda mi się jeszcze to
pociągnąć. Po tej krótkiej rozmowie udaje się do łazienki. Obmywam twarz zimną
wodą. Moje odbicie w lustrze ukazuję zmęczoną dwudziestosześcioletni z
ogromnymi sińcami pod oczami, zapadniętymi policzkami i ziemistą cerą. W takim
stanie nie mogę pokazać się rodzicom. Ale wiem,że dam rade i przezwyciężę to!
Muszę.
Skończyłam studia bez wyróżnienia ale i bez żadnych
problemów. Faktycznie wydziału geografii i przestrzeni rynkowej nie kończyłam
jedyna co wiąże się trudem znalezienia pracy. Nathana poznałam jeszcze na
studiach. Mieszkałam w domu studenckim Posejdon. Byłam na trzecim roku. W dni
powszechne studiowałam a w weekendy dorabiałam jako hostessa na promocjach w dużych
super marketach. Żywiłam się tym co promowałam. Czasami był to jogurty a
czasami sery i szynki. Szału nie było ale po kosztach. Nathan przychodził do
Johna z ekonomii, który był na ostatnim roku i mieszkał na moim piętrze. Wróciłam
wtedy z pracy. zmęczona i zziębnięta. Na dworze szalała wichura,która miotała śniegiem
na wszystkie strony. Wtedy ON przytrzymał drzwi od akademika, elegancko ubrany,
drogo pachnący uśmiechnął się i zaprosił do środka jakbym była obca. A to ja byłam
u siebie nie on. Na nic nie było mnie stać tylko na słaby uśmiech i od razu udałam
się do swojego pokoju. Mieszkałam sama. Dwa dni później po pierwszym spotkaniu
z Nathanem zapukał do moich drzwi. Powiedział,że Johna nie ma w pokoju i zapytał
czy może na niego zaczekać. Nie zaprzeczałam. Obszedł mój skromny pokój dokładnie
przyglądając się wszystkiemu.
- To jest to co chcesz robić?-zapytał
- Nie rozumiem.
- Chcesz tracić młodość spędzając czas na badaniu
rynku na różnych płaszczyznach geograficznych? Nie uważasz,ze stać Ci na więcej?
- Chwila! W zasadzie wcale mnie nie znasz wiec skąd
wiesz co studiuje i czy się do tego nadaję?
- John mi powiedział ale nie wiedziałem,ze to
tajemnica - miał niski i intrygujący głos.
- Oh, przepraszam - odbąknęłam nieźle skołowana z gęsią
skórką na całym ciele.
- Ot tak próbuje zagadać i wyciągnąć cokolwiek z
Ciebie - pochylił głowę blisko mojej i popatrzył w głąb moich oczu, po krótkiej
chwili powiedział - Wiesz co, John chyba tak szybko nie wróci. Zatem do
zobaczenia
Wyszedł a ja zostałam po raz drugi potraktowana jak
obca w swoich ścianach. On myśli,że może panować nad wszystkim i wszystkimi.
Odpychał mnie od siebie ale jeszcze bardziej dziwnie przyciągał.
Po kilku dniach John wpadł z wielkim łomotem do
mojego pokoju.
- Musisz dzisiaj pójść do Kate. Po prostu musisz i
już.
- A co jest dzisiaj u Kate - wychyliłam nosa znad
książki.
- Jak to co?? Kate ma urodziny i urządza mega
imprezę.
- Lepiej od razu powiedz,ze nie masz z kim pójść -
znałam Johna na tyle żeby wiedzieć kiedy udaje a kiedy mówi szczerze.
John uśmiechnął się przy tym bardzo chłopięco i
figlarnie. Nigdy nas nic innego oprócz przyjaźni nie łączyło. Kochałam go jak
brata i dbałam o jego interesy.
- Dobrze pójdę ale już uspokój się! O której mam być
gotowa? Jakie stroje obowiązują?
- Strój dowolny, o ósmej przyjdę po ciebie.
Wyszedł z taka mocą jak wszedł. Nici ze spokojnego
sobotniego wieczoru. Wróciłam z promocji wcześniej i marzyłam o spokojnym
wieczorze z kubkiem ciepłej czekolady i dobrą powieścią. Cóż trzeba spełnić
obowiązki przyjacielskie. John był piętnaście minut wcześniej ale byłam już
gotowa. Uznałam,że czarne zwężane rurki i siwa bluzka odkrywająca ramiona aż
ponadto pasują na domówkę. Włosy związałam wysoko w koński ogon, lekki makijaż
i gotowe. Nie należę do tych dziewczyn co od południa szykują się na wieczorne
wyjście.
U Kate już
zdążyło zebrać się sporo ludzi. Większości nie znałam co mnie jakoś szczególnie
nie martwiło. Złożyliśmy życzenia jubilatce i od razu dostałam solidnego drinka
w plastikowym kubku. Nie przepadam za tego typu imprezami ale John prosił.....
Impreza mieściła się w domu Kate zaledwie dwie przecznice od akademika. Dom był
dwu poziomowy. Na parterze oprócz dużej przestronnej i dobrze wyposażonej
kuchni był również duży salon ze meblami w stylu ludwikowskim. Wazy i szkło na
drogich stolikach spokojnie stały przy narastającym tłumie. Biel ścian przy
drewnianych meblach dodawał uroku całej imprezie. Duży mahoniowy stół na
przynajmniej dwanaście osób został usunięty z części salonu a na jego miejscu
pojawił się prowizoryczny parkiet. Wygodną sofę przestawiono bliżej wyjścia na
taras skąd można by obserwować płatki śniegu leniwie opadające na ziemie. Jak
na moje to impreza w stylu iście bajecznym.
Swoja drogą szkoda byłoby mi zaprosić znajomych w takie wnętrza ale
podobno rodzice Kate byli bardzo bogaci i na niczym nie szczędzili. Po godzinie
cały salon, kuchnia i schody na piętro były gęsto oblegane akademicką młodzieżą
i nie tylko. Z trudem dopiłam pierwszego drinka i szukałam czegoś
nieprocentowego. Jak tylko wyłoniłam się z kuchni z kubkiem zwykłej wody uderzyły
mnie rytm piosenki The Cardigans My favorite game. Niewiele myśląc udałam się
na parkiet i kołysząc się do taktu oddałam się piosence. Nagle poczułam jak ktoś
lekko ale stanowczo przyciąga mnie do siebie od tyłu. Poczuła rytmiczne podrygiwanie. Narzucające i zarazem
podniecające. Zamknęłam oczy i poczułam jakbym unosiła się nad ziemią. Nic
innego się nie liczyło tylko ja i on. Odwróciłam głowę żeby zobaczyć swojego
partnera i oniemiałam. To było on. Nathan. Uśmiechał się lekko figlarnie a w
jego oczach widziałam jego wyższość nade mną, której wiedziałam że prędzej czy
później się poddam. Po szybkim oprzytomnieniu odsunęłam się od niego. Piosenka
się skończyła a ja bez słowa wyszłam na powietrze. W zasadzie nie wiem dlaczego
tak się zachowałam. Gościa prawie w ogóle nie znam, widziałam trzy razy na oczy
a jeszcze mniej zamieniłam słów. Rozejrzałam się dookoła ale nie było go w
pobliżu. Za to zauważyłam grupkę dziewczyn z kółka tanecznego jak ochoczo
rozmawiają i wyginają się przed Nathanem. Odetchnęłam z ulgą. Bez pożegnania z
gospodynią imprezy ruszyłam do swoich czterech ścian. Szczelnie otuliłam się
szalem i ruszyłam przed siebie. Było już po dwunastej. Idąc cały czas myślałam
o Nathanie. Jak na tą porę roku noc była wyjątkowo ciemna. Chociaż światła
latarń oświetlały ulice było jakoś czarno i strasznie. Czasami nawet się
odwracałam za siebie żeby sprawdzić czy nikt za mną nie idzie włącznie z
Nathanem. Nie szedł. Byłam sama z mętlikiem w głowie. Niby mnie nie obchodzi
ba! cieszę się jak znika z mojego otoczenia a jednak myślę o nim. Przyznaje
jest przystojny, zadbany i potrafi w jednej sekundzie rozebrać mnie wzrokiem.
Ale nie o to chodzi. Zastanawiam się na czym polega jego fenomen. Każda laska
dałaby się dla niego pokroić co było widać na owej domówce. Jego ruchy, sposób
mówienia i cholerna pewność siebie. Tak to ta pewność siebie sprawia,że jego
towarzysze w pracy czy tez poza czują się skrępowani bez praw do sprzeciwu. Hej
Mała!!! Nie świruj przecież ty go wcale nie znasz i nie jest powiedziane czy
kiedykolwiek jeszcze go zobaczysz. Wyrzuciłam z myśli nieproszonego gościa i
zaczęłam myśleć o zbliżającej się sesji... W końcu dotarłam do akademika. Jak
zawsze życie w nim tętniło życiem o każdej porze dnia i nocy. W głównym holu
zaczepili mnie znajomi z ćwiczeń z kartografii.
- Halo Mała
idziesz z nami do Winchester?
Winchester
to przyjazny studentom, mały i zazwyczaj zatłoczony bar. Pije się w nim piwo i
gra w darta. Ot cała tajemnica studenckich barów.
- Dzięki
ale wracam z domówki i padam. Bawcie się dobrze - odparłam i nie czekałam na
ich już i tak opóźnione reakcje. Szybko wskoczyłam do windy. Jeszcze tylko
kilka pięter i będę u siebie. Ta myśl była jak upragniona zabawka. Spacer mnie
wykończył i o niczym innym nie marzyłam jak tylko o prysznicu i ciepłej kołderce.
Zasnęłam
nie wiem kiedy ale za to miałam dziwny sen. Szłam od Kate ta samą droga co w
nocy. Zza każdego drzewa wyłaniał się Nathan. Był ubrany w czarny skórzany płaszcz.
Głośno się śmiejąc powtarzał:
- I tak będziesz
moja!!!!!!
Każdy
nowy Nathan zza drzewa podchodził coraz bliżej i bliżej. Byłam przerażona.
Chciałam uciekać ale nie mogłam. Zlana zimnym potem obudziłam się i z trudem
doszłam do siebie. Wtedy zdecydowałam o tym,że Gorge zamieszka ze mną.
Minęło kilka tygodni. Sesja przyszła i poszła
zostawiając w indeksie zadowalające wyniki. Nadszedł czas ciszy, spokoju i żadnych
nieproszonych gości. Za oknem cały czas zima chociaż już bardziej uległa. Nie
mroziła wiatrem i nawet przyjemnie wyjść na spacer.
Był początek lutego. Myślami byłam na feriach u
rodziców ponieważ za dwa dni miałam wsiąść do pociągu i spędzić całe cztery dni
w ich ciepłym domu.
Zdecydowałam się na ostatni spacer przed wyjazdem
po pobliskim parku. Było samo południe, ludzie smutnie wałęsali się po ulicach.
W parku było nieco bardziej radośnie. Po grubej warstwie śniegu biegały dzieci
a dorośli śmiejąc się w głos powoli podążali za latoroślami. Wiatr delikatnie
smagał mnie lekkim mrozem co było nawet przyjemne. Przystanęłam przy okazałym dębie.
Podniosłam twarz ku słońcu i starałam się chłonąć jak najwięcej się da. To świeże,
czyste i orzeźwiające powietrze spenetrowała całą moją głowie wyrzucają z niej
walające się nie potrzebne myśli. Ruszyłam dalej ku prowizorycznemu mostkowi.
Pomimo mrozu woda w rzeczce miała swój nurt. Jak byłam dzieckiem godzinami
sterczałam na mostach. Z jednej strony wrzucałam liście i szybko biegłam na
druga stronę mostu i obserwowałam jak liście jeden po drugim wypływają.
Odruchowo rozejrzałam się za czymkolwiek co przypominało by liście. Nic takiego
nie znalazłam natomiast napotkałam wzrok Nathana. Było widać,że przygląda mi się
przez dłuższą chwile i do tego się uśmiecha. O dziwo nie szyderczo tylko
normalnie, serdecznie. Coś nowego! Machinalnie wróciłam myślami sprzed pięciu
minut i przypominałam sobie czy na pewno nie zrobiłam żadnego głupstwa czy miny.
Pewnie zabawnie wyglądałam wychylając się poza balustradkę mostka. Nic już na
to nie poradzę i ostatecznie odwzajemniłam uśmiech i nie z własnej woli ruszyłam
w jego kierunku. Miałam wrażenie, że poruszam się w zwolnionym tempie jak na
filmach fantasy. Nathan mnie wyprzedził i podszedł do mnie szybciej niż się
spodziewałam. Spotkaliśmy się na skraju mostka. Patrzył na mnie i po prostu się
uśmiechał. Nic nie rozumiałam i chciałam nawet pierwsza się przywitać,
powiedzieć coś zabawnego - rozluźniającego ale byłam jak sparaliżowana. Za to
Nathan ponownie mnie wyprzedził. Powoli zbliżył twarz do mojej i pocałował w
policzek. Przestraszona z zapartym tchem, wielkimi oczami stałam jak słup soli.
- Dzień
dobry.
- Dzień
dobry - odparłam szybko i wbiłam wzrok w jego buty. Cały czas czując jego pocałunek.
-
Dlaczego tak szybko wyszłaś z imprezy? Myślałem,że dobrze nam się tańczyło?
No pewnie
dlaczego ma pytać co u mnie? Czy może już zmieniłam kierunek studiów bo przecież
to nie jest to! Najlepiej prosto z mostu a co. Szukałam jakichkolwiek słów w głowie.
Pustka.
- Hej
wszystko dobrze - zapytał lekko zakłopotany czy ze mną na pewno wszystko w porządku.
Dobra Mała
zbierz się w sobie i po prostu mów.
- Czułam
się zmęczona i głowa mnie bolała.
Ból głowy!!!
No nic lepszego nie mogłam wymyślić. Wewnętrznie się skarciłam i odważniejsza
ja w końcu wyszła z ukrycia i w końcu opanowała sytuacje
- Jeżeli
masz czas to zapraszam na kawę. To taka rekompensata za moje zniknięcie. - uff
chyba się udało. Nathan się uśmiechnął i podał mi ramię.
- Znam świetne
miejsce w pobliżu. Chodźmy.
Ruszyliśmy
przez park nic nie mówiąc. Przeszliśmy kilkanaście metrów i zza dużych okazałych
lip ukazała się mała budowla. Ściany miała w kolorze bieli. Zamiast okien były
szklane drzwi. Każde z nich prowadziło na niewielki taras. Nathan otworzył
przede mną drzwi. Na samym wejściu uderzył mnie zapach świeżej kawy. W środku
było ciepło, jasno i przestronnie pomimo wielkości całego budynku. Nie było
krzeseł ani stołów. Były metalowe ławki przykryte materacami i dużą ilością
poduch a przy nich stały małe okrągłe stoliki. Na każdym z nich były ażurowe
serwetki widać,że misternie ręcznie robione przez babcię właściciela. Mały świecznik
i stylowa cukiernica to całe wyposażenie stolika. Duża ilość kwiatów doniczkowych
małych i dużych powodowały,że całe wnętrze sprawiało wrażenie jakby przeszło się
przez lustro jak Alicja i było w zupełnie innym świecie. Naprawdę podobało mi
się i chciałam jak najszybciej wtopić się w ogrom poduszek na ławkach. W
odpowiednim momencie oprzytomniałam. Nie byliśmy jedynymi gośćmi w tej
kawiarni. Nathan zgrabnie wziął ode mnie płaszcz i zaprowadził w najdalszy kąt
pomieszczenia. Usadowiłam się na ławie a on blisko mnie. Czułam się nieco zakłopotana
ale było mi ciepło, błogo i mogłabym tu zostać przez następna dekadę. Okazało
się,że to nie jest zwykła kawiarnia tylko palarnia kawy połączona z kawiarnią.
Nathan wytłumaczył mi,że właściciel sprowadzę kawy z każdego kontynentu i
serwuje swoim klientom. Podszedł do nas kelner i zaproponował kawę dnia.
Dzisiaj górowała kawa z dodatkiem mielonego cynamonu i pomarańczą. Zamówiliśmy
dwie takie kawy i czekaliśmy. W tle rozchodziły się rytmy spokojnej piosenki
jazzowej The Weed Smoker's Dream. Odpływałam gdy nagle poczułam jak Nathan
dotyka mojej ręki.
- Czy i
tym razem też wszystko w porządku - ponownie zapytał mniej zakłopotany jak wcześniej.
Musiałam
naprawdę nieźle wyglądać półleżąca na poduchach z błogim uśmiechem i przymkniętymi
powiekami.
- Tak
wszystko dobrze. Tutaj jest tak, tak......... .
-
Idealnie? Nadzwyczajnie?
- Tak właśnie
tak. Skąd wiedziałeś?
- Też to
czuję dlatego często tu przychodzę. Zapominam o wszystkim i wszystkich.
- Oh,
rozumiem. Czym się zajmujesz? - postanowiłam wyciągnąć z niego tyle ile się da.
Popatrzył
na mnie jakby wiedział jakie mam zamiary. Uśmiechnął się zagadkowo i powiedział:
- Jeszcze
do tego wrócimy a tymczasem wypij kawę. Masz zimne ręce więc ciepło kawy dobrze
Ci zrobi.
Faktycznie
dwie filiżanki już stały na stoliku. Nie wiem kiedy kelner je przyniósł pewnie
wtedy gdy oddawałam się mojemu wewnętrznemu błogostanowi.
Kawa
okazała się przepyszna. Znakomicie dobrane proporcje kawy, cynamonu, pomarańczy
tworzyły doskonałą całość. Każdy łyk budził we mnie nowe doznania a aromat drażnił
swą smakowitością mój węch. To wszystko sprawiało jedyny w swoim rodzaju taniec
zmysłów, który powoli opanowywał moją głowę, ciało i bóg wie co jeszcze. Nathan
wydawał się być w podobnym stanie jak ja chociaż jakby bardziej opanowany.
Spojrzeliśmy na siebie i bez słów zaczęliśmy się śmiać. Po prostu śmiać w głos
nie zwracając uwagi na gości kawiarni. Potrzebowałam właśnie śmiechu żeby rozładować
moje napięcie. Wydawałoby się,że Nathan również tego potrzebował. I w tej
jednej chwili prysł obraz Nathana niedostępnego, i tajemniczego. Niestety była to tylko chwila
ponieważ od razu na jego twarzy powrócił władczy i spokojny uśmiech. Niech to!
A było tak miło i szaleńczo beztrosko.
- Co
robisz w piątek? - zapytał z zaskoczenia
patrząc cały czas prosto w moje oczy.
- Wyjeżdżam
do rodziców na ferie.
- Kiedy
wracasz?
Hej trochę
ogłady mój towarzyszu do kawy.
- Jeszcze
nie wiem - odparłam wiedząc dokładnie,że będę w akademiku już w czwartek
wieczorem.
Nathan
spojrzał na mnie czujnym wzrokiem a ja modliłam się żeby nie wyszło na jaw moje
małe oszustwo.
- Chciałbym
się z Tobą jeszcze spotkać. Mam dość niby przypadkowych "wpadnięć na
siebie". Kiedy wracasz? - ponownie zapytał ale tym razem bardziej
stanowczo.
Oniemiałam.
Najzwyczajniej w świecie oniemiałam. Niby przypadkowych "wpadnięć na
siebie"? O co w tym wszystkim chodzi?
Po raz
enty skołowana i z pustką w głowie szukałam jakichkolwiek słów.
- Na
prawdę jeszcze nie wiem - burknęłam i dalej brnęłam w swoim ponieważ nie mogłam
przyznać się do oszustwa.
- No
dobra tym razem odpuszczę ale po Twoim przyjeździe kiedykolwiek miało by to być
spotkamy się. Ja już tego dopilnuję.
Głośno
przełknęłam ślinę i prawie piszcząc
odparłam:
- W porządku.
Przez
resztę kawy rozmawialiśmy o nowym filmie Woody'ego Allen'a.
Rozstaliśmy
się przy bramie wejściowej do parku. Nathan z wyrzutami zamówił mi taksówkę i
dopilnował żebym do niej wsiadła a sam popędził jak szalony w stronę swojego
samochodu. Po kwadransie dotarłam do akademika. Po raz wtóry ten człowiek w
bardzo krótkim czasie powoduje, że nie potrafię logicznie myśleć. Raz cieszę się
jak głupia, że go spotkałam a drugim razem obiecuje sobie,że już więcej razy go
nie zobaczę. Co w nim jest takiego co mnie doprowadza do paranoi. Cieszę się,że
akurat teraz wyjeżdżam do rodziców bo tylko tam znajdę ukojenie dla moich myśli.
Od razu zaczęłam pakować potrzebne rzeczy. Sprawdził dla pewności datę i godzinę
wyjazdu na bilecie.
Z samego
rana w poniedziałek zapakowałam się do pociągu i odjechałam z peronu drugiego.
Komentarze
Prześlij komentarz