Rozdział IV
„ Dobra robota”?
Niech żyje romantyzm!
Skuliłam się na łóżku i jeszcze dochodziłam do siebie. Nagle
serce mi mocniej zabiło: przecież nie zabezpieczyliśmy się! Jestem zła na
siebie, że o tym wcześniej nie pomyślałam. Rozejrzałam się dookoła i ku mojemu
zaskoczeniu zauważyłam rozdartą paczuszkę po prezerwatywie. No to kamień z
serca. Pewnie założył gumkę kiedy ja wiłam się pod jego dotykiem. Pierwsze
postanowienie : idę po pigułki.
W końcu przyszedł Nathan i w rękach trzymał dwie szklaneczki z
zielonym napojem.
–
Proszę, to jest mój napój wzmacniający.
–
Wzmacniający? Chcesz żebym już poszła? -
zapytałam pełna przerażenia i wzięłam szklankę do ust. Faktycznie napój bardzo
orzeźwiający.
–
Nigdzie Cię nie wypuszczę w środku nocy –
zaśmiał się, odłożył sok i wchodząc na czworaka na łóżko kierował się w moją
stronę.
–
A może ja już chcę iść – zaczęłam się z nim
droczyć.
–
Zostajesz do rana bo.... – zawahał się na
moment – chcę żebyś została – dokończył szeptem.
Uśmiechnęłam się. Nic nie rozumiałam. Położył się wygodnie na
poduchach, przyciągnął mnie do siebie i przytulił. Pocałował czule w czoło.
Jeśli istnieje niebo to zdecydowanie znajduje się ono tutaj w jego w łóżku.
–
O której jutro zaczynasz zajęcia? - zapytał a
razem z tym prysło moje niebo.
–
O dziesiątej – niechętnie odpowiedziałam.
Już nic nie powiedział. Jedną ręką poszukał czegoś w rodzaju
pilota i włączył muzykę. Była to klasyka, nie rozróżniałam kogo. Była piękna.
Delikatne granie na fortepianie z narastającym napięciem i znowu to błogie
delikatne granie.
Zasnęłam.
Obudziły mnie słabe promienie słońca. Szybko przypomniałam sobie
wczorajszy wieczór i noc i mimo chodem rumieniec oblał moja twarz. Rozejrzała
się dookoła. Nathana nie było. Owinęłam się kołdrą i zaczęłam zbierać po całym
pokoju moje ciuchy. Z torebki wyciągnęłam telefon i sprawdziłam godzinę. Siódma
trzydzieści i SMS:
Dzień dobry Śpioszku
N.
Szok. Zostawił mnie sama samiuśką w obcym domu. Wzięłam głęboki
oddech i podeszłam z powrotem do łóżka. Leżała tam kartka.
Musiałem jechać do Hotelu.
Wybacz. Wieczorem wynagrodzę Ci to.
Cały czas podniecony N.
Jasne. Nie chcę go widzieć ale w łóżku hmmm poezja. Ach niech to
szlag trafi.
Chcę.
Nie chcę.
Głupia ja.
Dobra Mała ogarniaj się i spadaj do siebie bo jeszcze ktoś Cię
tu znajdzie. Dom sprawiał wrażenie pustego. Żadnych odgłosów. Nie śmiałam
zwiedzać jego gniazdka, chciałam jak najszybciej wrócić do siebie ale zanim to
zrobię zadzwonię do niego. Niech wie,że tak się ze mną nie postępuje. Nie wolno
mnie wykorzystać a potem zostawiać samej sobie w obcym domu. Jest sygnał:
–
Tak proszę. – usłyszałam jego dominujący głos.
–
Jak mogłeś tak mnie zostawić – zaczęłam bez
owijania w bawełnę.
–
Emilio, teraz nie mogę. Wieczorem wszystko Ci
wytłumaczę – oniemiałam! Pierwszy raz wypowiedział moje imię – Zadzwonię a
tymczasem czuj się jak u siebie. Wszystko czego potrzebujesz znajdziesz w
pokoju obok.
Rozłączył się. Jak on brzmiał... . I powiedział moje imię. Już
zapomniałam jak ono brzmi. Od wielu lat już nikt tak do mnie nie mówi. Nawet
rodzice mówią do mnie Malutka.
Potrząsnęłam głową i rozejrzałam się po pokoju.
Faktycznie z sypialnią sąsiadował pokój – garderoba podobnych
rozmiarów co sypialnia. Po lewej stronie w nienagannym porządku wisiały jego garnitury
dalej koszule. Kolorystycznie zrolowane krawaty i ułożone były w
przezroczystych szufladkach niby komody. Naprzeciw drzwi wejściowych była
ściana otulona ciemnio- czerwonym zamszem a na środku wisiał obraz... akt? Po
prawej stronie był szereg półek od podłogi do sufitu. Same luźne rzeczy. Na
podłodze wzdłuż bocznych ścian równo stały różnorodne pary butów. Począwszy od
eleganckich przez sportowe do sandałów. Nathan w sandałach, zaśmiałam się na
głos. Na środku pokoju stała sofa. Miała ten sam odcień czerwieni co tylna
ściana. Podeszłam do sofy mając nadzieje, że na niej znajdę „wszystko czego
potrzebuję”. Istotnie nie spodziewałam się aż tyle. A mianowicie na sofie
znalazłam czysta zmianę bielizny, czarne spodnie, czarną bluzkę z długim rękawem ale ze sporym
dekoltem i pudełko.
Tego już za wiele, pomyślałam. Ale miałam ogromna chęć zmienić
wczorajszy strój na ten tutaj. Dobra wezmę szybką kąpiel a potem do akademika.
Obiecałam sobie, że godzinkę nie dłużej mi to zajmie. Weszłam do łazienki.
Prysznic, półka i wieszak z ręcznikami. Pasuje. Wsunęłam się pod strumień
gorącej wody i od razu żałowałam, że szybciej tego nie zrobiłam. Nathan
pomyślał o wszystkim. Pod prysznicem znalazłam damski jeszcze nie napoczęty żel
pod prysznic. Oj nie mój drogi, pomyślałam użyję Twojego. Uśmiechnęłam się do
siebie i namydliłam ciało jego zapachem. Rozkosznie było czuć jak woń męskich
kosmetyków wżera się w moją skórę.
Po kwadransie byłam z powrotem garderobie i wciskałam się w
spodnie. Były idealnie dopasowane do mojej sylwetki. Bluzka również świetnie
leżała. Skąd wzięły się tutaj te rzeczy nie wiem i szczerze nie miałam chęci na
rozwikłanie kolejnej zagadki z udziałem Nathana. Stanowczo za dużo ich jest.
Zostało jeszcze to nieduże, czerwone pudełko. Pomyślałam, skoro pudełko było
razem z rzeczami dla mnie to i ono jest dla mnie. Tak tłumacząc moja ciekawość
otworzyłam futerał.
Kolejny raz Nathan mnie zaskoczył i jednocześnie zezłościł.
Wewnątrz spokojnie leżał złoty łańcuszek z zawieszką w kształcie nutki. I to
nutki sporych rozmiarów. Długość wisiorka i wielkość dekoltu znakomicie
prezentowały mój przód. Muszę przyznać Nathan ma gust i to bardzo dobry i
kosztowny.
–
Nie mogę tego przyjąć – sama do siebie
mówiłam.
SMS. No ciekawe czego tym razem chce? Zastanawiałam się.
Mam nadzieję,że prezent się podoba?
Nawet nie myśl o tym, żeby go nie przyjąć.
Załóż go na wieczór.
N.
No pięknie. Chciałabym zrobić mu na złość ale nie umiem.
Spojrzałam na zegarek była już dziewiąta. Szybko spakowałam swoje rzeczy i
wyszłam.
W dziennym świetle dom wydawał się mniej okazały i mniej
przerażający jak w nocy. Był całkiem normalnych rozmiarów. Jedno piętro i rząd
okien. Nagle w skrajnym lewym oknie zauważyłam twarz kobiety Przyglądała mi się
przez chwile. Dostrzegłam nawet słaby uśmiech. Odeszła.
Stanęłam jak sparaliżowana. Ciarki przeszły mi po plecach.
Kto to był?
Nie miałam czasu zastanawiać się na tym. Już byłam spóźniona.
Pełna dziwnych przeczuć pognałam od razu na uczelnie. Dzisiaj
miałam naprawdę lekki dzień co mnie bardzo cieszyło.
Wróciłam do akademika około trzeciej. Żadnej wiadomości od
Nathana.
Wieczorem się widzimy, przynajmniej tak powiedział ale o której
jak i co?
Nie, nie będę dzwonić wykażę się cierpliwością najwyżej nie
zdążę się uszykować.
Przypomniała mi się kobieta z okna. Ciekawiło mnie kim ona była.
Może to jego chora psychicznie żona. Więzi ją w skrajnym pokoju. A może to
gospodyni domu, która pilnuje żeby niczego nie brakowało jej panu. Jest jeszcze
jedna opcja. Kochanka, którą zniewolił i odwiedzał kiedy tylko chciał. Gdy
spotykał się ze mną to ona nie istnieje a gdy mnie nie ma to powraca do niej
jak bumerang. Ciekawe rozwiązanie tajemnicy kobiety z okna ale mam nadzieje, że
nieprawdziwe.
Zła na swoją wyobraźnie poszukałam czegoś w lodówce. Mały zapas
jogurtów i serków powoli się kończył. Na szybko zmieszałam jogurt z płatkami
kukurydzianymi. Lubię kiedy płatki nasiąkną jogurtem więc biorę szybki
prysznic. Zmywał z ciała cały zapach nathnowskich kosmetyków i ubieram się w
swoje kwiatowe zapachy.
Jakie to szczęście, że nie mam współlokatorki. Nie ma zbędnych
pytań i komentarzy.
A gdzie byłaś w nocy?
A skąd masz te ubrania?
A od kogo ten piękny łańcuszek?
No właśnie łańcuszek. Może też powinnam mu coś dać? Tylko co?
Później pomyśle.
Zatopiłam się w swoim fotelu z kubkiem pełnym płatków i
wsłuchiwałam się w spokojne rytmy hausa.
Nagle poczułam wibracje przy udzie. Nie wiedziała co się dzieje
dopóki nie oprzytomniałam. Tak mi się błogo zrobiło, że najzwyczajniej zasnęłam
a telefon brutalnie wyrwał mnie z mojego świata snów. Skąd się tam wziął nie
wiem ale teraz trzeba stawić czoła komuś po drugiej stronie słuchawki.
To był Nathan.
Ochrypłym głosem odezwałam się:
–
Halo.
–
Halo, wszystko w porządku?
–
Tak.
–
Długo nie odbierałaś?
–
Eee, szukałam telefonu – starałam się wybrnąć.
–
Niech Ci będzie. Za godzinę jestem pod
akademikiem.
Rozłączył się. Najzwyczajniej w świeci się rozłączył.
A ja mam tylko godzinę. Panika narastała razem z bólem brzucha.
Zła na niego zaczęłam szukać czegokolwiek na wieczór. Tym razem
nie miałam zamiaru się stroić i szczególnie starać.
Zostawił mnie samą w swoim domu, rozkazuje co i jak mam zrobić i
do tego ta kobieta. To już za wiele. O dzisiaj Panie Wszechświata będziesz miał
ciężką przeprawę ze mną. Złośliwie i lubieżnie uśmiechnęłam się do siebie. Ale
moja wyobraźnia płatała mi figle i podsuwała obraz, na którym Nathan z
dominacją bierze mnie na różne sposoby. Cały czas podtrzymując swoją wielkość i
pewność siebie.
I znowu ten rumieniec…
Wszedł do pokoju.
Przyciągnął mnie do siebie i bez żadnego słowa pocałował. Ale też baz żadnej
emocji.
Przyglądał mi się uważnie.
- Nie założyłaś prezentu ode mnie – zauważył i skarcił wzrokiem.
- Nie jestem jeszcze gotowa, zdążę założyć – odparłam bez
namysłu i gorączkowo zaczęłam szukać w myślach gdzie położyłam nutkę.
Kończyłam się szykować do wyjścia. Czarne rurki, bluzka z
dekoltem z tyłu i włosy upięte w wysoką kitkę. Łańcuszek znalazł się na mojej
szyi. Jeszcze tylko błyszczyk i gotowa. Nie mogłam się skupić. Czułam jak
wbija we mnie swój wzrok. Czułam te, że to nie jest wzrok jakiego się
spodziewałam.
- Nie podoba Ci się prezent? Mam na myśli bluzkę? – wiercił we
nie swoim wzrokiem.
- Podoba – odbąknęłam coraz bardziej czując zakłopotanie.
- Ale? – zachęcał Nathan
Ale co? Co on chce ode mnie. Dzisiaj jest po mojemu i już. Bez
zastanowienia rzuciłam:
-Ale dzisiaj będzie tak jak
ja chcę – Nie wierze, ze to powiedziałam. Brawo ja.
I znowu odważna ja wzięła sprawy w swoje ręce i rzuciła hasło
„obojętność”. Jakoś udało mi się przejść obok niego ale w jednej chwili złapał mnie
za rękę i powiedział:
- Wiesz, ze teraz już jesteś moja!
Nie odpowiedziałam a on zdawał się nie czekać na moją odpowiedź.
Wtedy pierwszy raz pomyślałam: Mała w co ty się ładujesz?
Słabo się uśmiechnęłam i skierowałam do drzwi.
Tylko dokąd idziemy, czym tym razem mnie zaskoczy?
Znowu tajemnica.
Nathan nadal nic nie mówił. Nawet się nie uśmiechał.
O co tym razem chodzi? I ten tekst, że jestem jego?
Nie wiem.
Ale przecząc wszystkiemu czułam jak motyle w brzuchu unoszą mnie
pięć centymetrów nad podłogą.
Przy wyjściu wpadliśmy na Ann. Całe szczęście byłą w stroju
akademikowym: dres, rozchodzone kapcie i ani grama makijażu. Włosy niedbale
związane na czubku głowy. Ann nigdy nie narzekała na brak uwagi ze strony
facetów. Tłumaczyła to mocnymi feromonami dziedziczonymi z babki prababki.
Jednak ona samym swoim wyglądam skusiła by najtwardszego mężczyznę. I nawet
teraz nie było żadnych wątpliwości, że w zwykłym dresie wygląda lepiej niż
niejedna dama na balu charytatywnym. Jednak cieszyłam się, że tym razem to ja
nad nią góruję.
Ann uśmiechnęła się szeroko a oczy jej zaświeciła jak za moich
pleców wyłonił się Nathan. Oj znałam jej sztuczki, z których niejednokrotni się
śmiałyśmy. Tym razem nie było mi do śmiechu. Znam ją i wiem, że nie chciałaby
mnie skrzywdzić. Ona jednak nie wiedziała co było a może dopiero będzie miedzy
mną a NIM. Mogła w każdej chwili zarzucić sidła i swoją kobiecością skusić
Nathana.
- Dobry wieczór moi mili – skierowała się w stronę Nathana – nie
podziękowałam za pomoc w tej głupiej sprawie z hmmm… ze szpitalem - oblała się
rumieńcem przy czym włączyła sztuczkę numer 1: duże niewinne oczy – Jeśli nie
masz nic przeciwko chciałabym się zrewanżować. Może kawa na początek?
Nic nie wiedząca Ann proponowała randkę mojemu chłopakowi?
Szczeniacko to brzmi ale tak się czułam.
Takie niewinne słowa a mnie zmroziły. A jak się zgodzi?
Nathan jednak pełen spokoju i powagi odparł:
- Ann. To nie byłą głupia sprawa. A podziękowania należą się
Johnowi. To dzięki niemu nic złego się nie stało. Wiedz dziewczyno, że gdyby
nie on to mogło to się źle skończyć. Jego zaproś na kawę, tak na początek
oczywiście. Urwał i złapał mnie za rękę.
-A teraz pozwolisz – skinął na nią – że pójdziemy. Jesteśmy już
spóźnieni.
Ann z otwarta buzią i niezrozumieniem o oczach niewyraźnie
odpowiedziała:
- Tak podziękuję mu, podziękuję… - i odprowadziła nas błędnym
wzrokiem.
Śmiać mi się chciało. Chociaż kochałam Ann jak siostrę to teraz
nie mogłam odepchnąć uczucia zwycięstwa nad nią.
Wsiedliśmy do samochodu bez słowa. Nathan nadal milczał aż w
końcu rzucił:
- Kim jest Kris?
Zamurowało mnie. O co mu chodzi? Skąd?
- Kolegą – odpowiedziałam trochę zawstydzona.
- No dobra źle zapytałem. Kim był Kris?
Robi się gorąco ale nie miałam zamiaru ujawniać mojego
przeszłego życia.
- Nadal kolegą – odważyłam się na trochę pewniejszy ton.
Nathan spojrzał na mnie wzrokiem jakiego nie znałam. Jakby
mrożący ale nadal opanowany.
-Kolegą? Powiedz mi jak to teraz jest. Ze wszystkimi kolegami
chodzi się do kina, na kolacje, pomieszkuje z nimi i… - urwał.
- Sypia? – odpowiedziałam za niego. Tego było już za wiele. O co
mu chodzi? Tamto było i nie wróci.
- Tak właśnie. Sypia.
Co mu powiedzieć? Że byłam w związku, który przepłaciłam własną
wartością? Przez który przepłakałam kilka nocy. Nie ze smutku ale ze złości, że
straciłam trzy lata życia i wiarę w ludzi. I w końcu o tym, że wspomnienia o
nim są złe i bolesne? Tak naprawdę byłam Krisem oczarowana i zaślepiona. Nie
dochodziły do mnie żadne słowa, że mam uważać z kim się wiążę. Ja widziałam faceta, który się mną
zainteresował, który parzył z błyskiem w oku kiedy kładliśmy się do łózka,
który zapraszał mnie do kina. Niestety nie widziałam pogardy, wyśmiewania i
wykorzystywania. Jednak zdradę wyczułam instynktownie. Zadałam mu proste
pytanie, na które odpowiedział krótkim: tak. To był koniec.
Kris nadal mieszkał w moim akademiku, na moim piętrze. Nie
widujemy się a jak już to przelotnie. Bez zbędnych uprzejmości. Wyczerpał
limit.
A teraz Nathan pyta o Krisa jakby mnie coś z nim łączyło.
- To było kiedyś – cicho powiedziałam i dodałam – a teraz nie
chcę go znać.
Nathan spojrzał na mnie jakby nie rozumiał co do niego mówię.
- Ale nadal się widzicie? Ten sam akademik, to samo piętro.
Czułam, że narasta we mnie złość. Tą samą złość co kiedyś. I
bezsilność bo co ja mogę za to, kto mieszka obok mnie. Wiedziałam, że jeszcze jedno spojrzenie,
jeszcze jedno słowo i wybuchnę. Nathan nie zdawał sobie sprawy co tak naprawdę
we mnie obudził.
I nagle spojrzał jakby z wyrzutem.
Nie wytrzymałam:
- Co chcesz usłyszeć? – krzyknęłam – że zostałam zdradzona i
wykorzystana. Że na sam jego widok mdli mnie. Nic nie poradzę, że nadal
jesteśmy sąsiadami. Ja jakoś się z tym uporałam a ty jak nadal chcesz się ze
mną widywać to tez musisz.
A nie robić mi wyrzuty!
Złapałam za klamkę i wybiegłam z samochodu. Czułam się rozdarta.
Chyba to się tak nie skończy? Nie chcę żeby się skończyło.
Słyszę jak drzwi samochodu się zamykają.
Słyszę kroki.
Nathan złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie. Przytulił i
szepnął do ucha:
- Nie wiedziałem, że tak Cię skrzywił. Nie chce jednak, żebyś
mieszkała blisko niego. Nie chcę żeby na ciebie patrzył i przypominał sobie, że
cię miał. Jesteś moja, rozumiesz. Tylko moja.
Nathan powrócił z ta soją pewnością i poczułam się
spokojniejsza.
- Załatwię to sprawę. – krótko rzucił i z powrotem ruszyliśmy w
stronę samochodu.
Nie chciałam myśleć co ma na myśli. Najchętniej wróciłabym do
swoich czterech ścian i zamknęłabym się na kilka dni.
Nathan miał inny plan.
Pojechaliśmy.
Spodziewałam się, że zabierze mnie na kolacje, może kino. Zabrał
mnie w miejsce, o którym słyszałam ale z racji budżetu studenta nie było mnie
stać. Był to pub połączony z imprezą „Pierwsza liga” . Jak sama nazwa wskazuje
bywali tu miastowe vipy. Sam wstęp kosztował kupę kasy a o drinkach nie wspomnę.
Jedno jest pewne: w takich miejsca piwa się nie pije.
Ochroniarz od razu poznał Nathana i przywitał go szerokim
uśmiechem. Dalej poprowadził nas do stolika gdzie siedziało już kilka osób.
Czułam się zażenowana i totalnie nie na miejscu.
Biłam sama siebie że nie ubrałam się inaczej. Ale to już
musztarda po obiedzie. Wzięłam głęboki oddech a Nathan wypiąwszy pierś jakby z
dumy przedstawił mnie towarzystwu. Byli to koledzy z żonami lub z dziewczynami.
Koledzy, z którymi studiował, współpracował lub tworzył nowy interes nie mam
pojęcia jaki.
Klub powoli się zapełniał. Patrząc na tych wszystkich ludzi
czułam, że totalnie nie pasuje do tego miejsca. Kobiety ubrane ekstrawagancko i
mężczyźni śliniący się na ich widok. I to mają być vipy? Zwykłe prostaki.
I Nathan wśród nich. Z tą różnicą, że on nie odrywał wzroku ode
mnie.
No cóż Małą czas się napić. Może zażenowanie przejdzie i chociaż
trochę się rozluźnisz.
No i wstawiłam się.
Nie mam tego w zwyczaju ale wszystkie przeżycia tego dnia
niczego innego nie mogły zwiastować.
Nathan rozbawieniem zabrał mnie na parkiet. Przez alkohol
krążący w moich żyłach czułam, że jestem królową parkietu. Oczywiście tak nie
było i obserwatorzy mogli szybko zgadnąć w jakim upojeniu byłam. Ale szczerze
to miałam to w nosie.
Wbrew wszystkiemu bardzo dobrze się bawiłam. A wisienką na
torcie całego wieczoru byłby seks z nim.
Czas mijał nadzwyczaj szybko. W pewnej chwili Nathan zabrał moją
torebkę, pożegnał się z towarzystwem. Mam nadziej, że również i w moim imieniu.
Wyszliśmy na stary rynek Miasta.
Było cudownie. Światła lamp odbijały się od okien, gwar ludzi,
śmiechy, krzyki. Zapach papierosów pomieszany z jedzeniem wydawanym z butki z
kebabem. Zapach Miasta nocą.
Miała mętlik w głowie i wspaniały humor. Niczego mi nie
brakowała a do tego on był przy mnie. Mocno trzymał żebym nie wywinęła orła na
brukowanej drodze a ja śmiałam się w głos.
Ale jutro będzie moralniak… nie chce o tym myśleć. Chcę żyć chwilą!
Nathan poprowadził mnie wąską drogę prowadzącą jakby donikąd.
Gwar starego rynku ucichł ale cały czas pozostawał w mojej głowie. I w tej głowie tańczyłam piłam i bawiłam się
na całego. Na zewnątrz uśmiechałam się i co jakiś czas spoglądałam na Nathana.
Wydawał się równie rozbawiony ale skupiony. No tak prowadzi pijaną. Poważne
zadanie.
Nagle pociągnął mnie w boczną bramę. Światła lamp nie zaglądały
tam. Panował półmrok. Przyparł mnie do muru. Czułam jego oddech, bicie serca.
Czułam jak sam ze sobą walczy, żeby nie wziąć mnie tu i teraz. Zaczął całować
po szyi kierując się w stronę ust. Jego ręce błądziły po moim ciele skupiając
się na górnych partiach ciała. Odchyliłam głowę żeby miał lepszy dostęp.
Zamruczałam z rozkoszy i czułam jak pożądanie zżera mnie od
środka.
-Oj proszę pana, poruszasz się po cienkim lodzie. Nawet nie
wiesz co wybudzasz ze snu – pomyślałam.
Nathan dalej całował coraz łapczywie, oddychając coraz szybciej.
Czułam jak twardnieje jego męskość i wbijając się w moje uda.
Chcę go tu i teraz!
Jednak nagle przestał opierając czoło o moje.
- To nie przyjemność
kiedy jesteś pijana – powiedział i opuścił ręce.
Co!! Wykrzyknęłam w głowie. Jak to nie przyjemność? A co ze mną?
Dla mnie byłaby to ogromna przyjemność… Długi brak faceta daje o sobie znać.
- Ale.. jest tak dobrze, tak intymne. Chce ciebie – szepnęłam mu
do ucha.
Zamknął oczy i widać, że toczy bitwę sam ze sobą.
- Nie kochanie, nie dzisiaj.
Ja tu skomle o trochę czułości a on odpycha mnie jak… małe
dziecko od cukierków.
- Dobrze – próbowałam unieść się dumą chociaż z trudnością mi to
przychodziło – w takim wypadku chce do siebie, do akademika.
Nathan spojrzał na mnie badawczo. Przybrał poważną minę i bez
żadnej emocji w głosie powiedział:
- Nie pójdziesz tam.
Zaczęłam się śmiać. Bawiła mnie jego pewności siebie i chęć
dominacji.
- A właśnie, że pójdę – próbowałam się wyrwać z jego objęć
zataczając się przy tym ze śmiechu.
On jednak został nie wzruszony. Złapał mnie pod ramie i
poprowadził na główna ulicę miasta.
Co jakiś czas przystawaliśmy na moje ohy i ahy jakie to piękne
sukienki są na wystawach sklepowych. Chciałam też tańczyć w fontannie. Nie
pozwolił. Powiedział, że przyjdzie na to jeszcze czas. Tymczasem szliśmy już
główną ulica w kierunku hotelu Nenufar.
Weszliśmy do środka.
Przywitał nas przystojny brunet, który tyko skinął w naszą
stronę. Prześliczna blondynka zza recepcji wstała i przywitała się:
- Dobry wieczór panie Bloom. Apartament?
Nathan bez słowa podszedł do blondynki i zabrał kartę do pokoju.
Poprowadził mnie szerokim korytarzem w kierunku wind.
Dopiero w windzie gdzie byliśmy sami odetchnął i uśmiechnął się
do mnie.
- Trzymaj się prosto i udawaj znudzoną. W tym stanie nie
zwrócisz swojej uwagi. Na dole już się dałaś poznać że nie jesteś hmm trzeźwa – mruknął ale nie ze złością. Widać
było, że bawi go ta cała sytuacja.
- Ale co ja zroiłam – udawałam niewiniątko z ewidentnym
problemem w mówieniu.
- No wiesz Mała, nie wszyscy przytulają się do włosów
recepcjonistek i mówią jakie one piękne i lśniące – i wybuchnął śmiechem.
O i tu zaczynają się schody bo nie pamiętałam tego a przecież to
tak niedawno się zdarzyło.
Wzruszyłam ramionami i uśmiechnęłam się szeroko.
Z windy poprowadził mnie szerokim korytarzem do podwójnych
drzwi.
Za nimi znajdował się apartament.
Komentarze
Prześlij komentarz